2013-07-18

Brda zachwyca :)



Piękny tygodniowy spływ na Brdzie już za nami.
Jak go opisać? Czy wymieniać odcinki, kilometry, które przebyliśmy? Wyliczać dokonania, czasy, warunki pogodowe?



A może zatrzymać się tylko na wspomnieniu. Emocji, jaka towarzyszy, kiedy płyniesz w całkowitej ciszy w dziewiczej przyrodzie, żaden dźwięk nie zakłóca Twoich myśli. W takich momentach prawie można zrozumieć, o co chodzi w Zen. Bo to jest Kajakarstwo Zen w wersji Wiadrusowej ;)


Na rzece cisza, spokój, jedynie przerywana okrzykami (zwykłym poziomem dźwięku) Zygmunta. Ale na to także można się wyłączyć, skupić na przyrodzie, skrycie podpatrywanym i nawet z lekka wstydliwym w swoim świeżym rodzicielstwie ptasim rodzicom. A jeśli będziesz miał szczęście spotkasz sarenkę zaskoczoną, że naruszasz jej spokój.
I co najdziwniejsze spędziliśmy tydzień na Brdzie i jej dopływach: Zbrzycy, Chocinie, Kłocznicy i ledwo spotkaliśmy innych kajakarzy i to także zaważyło na aurze tego spływu.



Wieczorem w Swornychgaciach na polu namiotowym oddawaliśmy się przyjemnościom podniebienia jedząc własnoręcznie przyrządzone pieczonki, boczek z ognia i pijąc szeroką ofertę kolorowych trunków, zawsze wierni polskiej marce.
Wspomnienie w nas zostanie na długo...



2013-06-02

Nie ma to deszcz w Czechach ;)



Plan był ambitny- 3 dni na rzece Ohre w okolicach Karlovych Var. Prezes klubu Bożena w długi weekend majowy wyruszyła na rekonesans trasy, biwaków, atrakcji. Świetnie wszystko przygotowanie, grupa zwarta i gotowa na wszystko.
Parę dni przed spływem zaczyna się nerwowe oglądanie prognozy pogody, a przecież nam pogoda nie jest przeszkodą. Tym razem… Tym razem było inaczej, jakoś to dziwnie wygląda. Wynika, że ma padać cały czas, a temperatura ma oscylować koło 12 stopni. Pomysł spania w domkach ociera się o geniusz.
Wyruszamy w lekki słońcu, mocno lekkim, przyczepa Zygobusowa załadowana po same kokardy. Jedziemy przez Polskę, Niemcy, i Czechy, już jesteśmy blisko, jakieś 80 km od celu. W Zygobusie oczywiście cały czas intelektualne wiadrusowe dysputy, kierowca zagadywany, zabawiany i NAGLE zakręt okazał się za ostry, powierzchnia za śliska, a do tego na zakręcie stoi biały osobowy samochód, parkuje sobie!. W mgnieniu oka pół życia przeleciało przed oczyma, bo na drugą połówkę już nie było czasu. Biały samochód ucieka, bierzemy zakręt, wydaje się, że już wszystko ok, ALE przyczepka nas zaczyna wyprzedzać, Zygobus dostaje kopa od Zygmunta, przyczepka już na swoim miejscu, więc za Zygobusem, ale jednak nie wytrzymała i wywraca się w teatralnym zwolnionym tempie na bok.
A my zamarliśmy. Już ciemno, już leje, a my nie wiemy na czym stoimy. A raczej na którym boku stoi przyczepka, czy nie przypadkiem na szklaku. Nie, jednak nie. Kajakom nic się nie stało, ale o przyczepce już nie można tego powiedzieć. Wydaje się, że nie pojedzie.
 Szybka załatwienie osprzętu do naprawy i już wydaje się, że wszystko git, ruszamy i po 10 km łapiemy gumę, a zapasowa opona zapomniała już, co to znaczy być zapasową. Porzucamy przyczepę i udajemy się na przeurocze obozowisko Na Spicie w wiosce Radosov, gdzie zachwyca most jak wyjęty z filmu „Bridges of Madison County”, pytanie tylko, kto będzie Meryl Streep? Wiele osób rezerwuję Clint’a Eastwood’a :)




Pada cały czas. Nieprzerwanie, ciągle i wręcz radośnie.
Następny dzień to – wyjazd ekipy, która jednak pochowała przyczepkę naszą, a dzięki uprzejmości właściciela camp’u przywiozła kajaki na pożyczonej od niego przyczepce. Reszta zwiedziała Karlove Vary, który zachwyciły wszystkich, a tych, którzy mieli niedosyt zachwyciło muzeum Becherovki, a szczególnie degustacja post.








Pysznie było.

I nastał piątek. Rano świeci słońce, zwiedzamy Loket położony na półwyspie jak Zaleszczyki.












Nadal świeci słońce, jest wręcz ciepło. Ktoś zaryzykował stwierdzenie, że może tak się utrzyma. Hłe hłe, jakie tam utrzyma.
 W momencie schodzenia na wodę rozpoczęła się spektakularna ulewa, która przemoczyła wszędzie wszystkich. To już nie trzeba się było przejmować deszczem, już byliśmy mokrzy.






 
 Woda niesie niesamowicie, wstępna fala powodziowa wręcz. 14 km robimy w półtorej godziny. Fale na metr co pewien czas. Długie dwójki idą sprawnie, ale krótki jedynki mają problem. Sekunda nieuwagi i można leżeć, więc wszyscy uważają.






Oczywiście na brzegu co pewien czas hospudki, niestety nie korzystamy, pędzimy wraz z wodą, a z brzegu słyszmy tylko powitalne okrzyki wodniaków w pelerynach, którzy nie na wodę jeszcze nie zeszli.
Dzień pełen emocji, działo się. Będziemy to pamiętać na długo.
I był to jedyny dzień płynięcia, następnego dnia woda podniosła się do tak niebezpiecznego poziomu, że wymusiło to podjęcie decyzji li i jedynie słusznej, żeby nie płynąć. Widok pontonów, które gnały do przodu jak na rollecoasterze tylko upewniło nas w tej decyzji. I cały czas leje.
Więc wracamy, pakujemy kajaki, zwiedzamy po drodze Klasterem nad Ohri i Kadań i do domu.





Wiemy jednak, że wrócimy, rzeka wspaniała, zabytki zachwycające, przyroda wokół także. Wrócimy, rzeka będzie na nas czekać!



2013-05-20

Skawa 2013 by Neptun Żory



Kajakarstwo uczy spokoju i tego, że niekiedy nie wszystko dzieje się tak jakbyśmy chcieli. Trzeba po prostu się poddać i poczekać co rzeka przyniesie. I tak też było w ten magiczny weekend w Podolszu.
Wiadrus nie pojechał na Kwisę do Olka ZeŻar. Niestety. A już na nas czekano, już nas wypatrywano. Ale Neptun Żory też zapraszał, też kusił. A do tego Damy w Kajaku – grupa kultowa i uwielbiana w kraju i nie tylko, także czekała.
I tak oto mała lecz nieskromna reprezentacja Wiadrusa pomknęła przez Polszę i wylądowała nocną porą na biwaku nad Skawą. A w tle grał Niedźwiecki i Lista Przebojów Programu Trzeciego.
Czyż może być piękniejszy początek weekendu???
A spływ, a rzeka?






Cudna. Absolutnie cudna. Wspaniałe widoki, bystrza, mielizny, parę drzewek zwalonych, które pewne zagrożenie tworzyły. Jedna z wiadrusowych dziewczyn ma nieładną pamiątką w postaci guza i rany na głowie, a inna nieznana nam bliżej dziewczyna niestety zaplątała się w drzewo-krzaki i była potrzeba akcji ratunkowej. Na szczęście Reskju Team stanął na wysokości zadania i nic się nie stało.
Było parę wywrotek, było dużo śmiechu.
Pierwszy etap liczył marne 23 km z Czartaka do Podolsza. Ale jakoś zaskakująco długo nam zeszło ;) Bo tak pięknie było.





A na końcówce rozpoczął się wyścig i K2 damskie godnie reprezentowany przez Wiadrusowe dziewczyny zdobył drugie miejsce.
Jest to wyjątkowe dla nas osiągnięcie biorąc pod uwagę poważną różnicę czasową z pierwszą damską osadą i przypominając sobie wszystkie towarzyskie i nietowarzyskie wiadrusowe zachowania na wodzie i nie tylko.
Drugie miejsce jest!
Cóż… Były tylko dwie osady w K2 damskim. ALE nikt nam tego nie wypominał, za bardzo... Świętowałyśmy godnie i radośnie i najmocniej cieszyłyśmy się odbierając dyplomy i nagrody. Owacja publiki także była wielka, pewnie złośliwe uwagi pomijamy milczeniem ;) Zazdrośniki….





A drugiego dnia 13 km, w tym spora część na Wiśle. Rzeka już inna w swym charakterze, spokojniej, melancholijniej i upalniej.
Sądzę, że wiele osób cierpi z powodu braku wsparcia filtrów powyżej 30. A słońce przestało być bezpieczne jakieś 50 lat temu, cytując znajomego lekarza.

Spływ wspaniały, świetna organizacja. Neptun jak zawsze zachwycił. Cudownie słyszeć wokół śląską gwarę, móc objeść się po długim odcinku przepysznych pieczonek, a kaszanka z kapustką wieczorem wywołała wiele emocji. Co wieczór ognisko, gitary grają. A wszyscy dbali o to, żeby Róża nam nie uschła :)
Ja tradycyjnie powitałam świt przy ognisku spokojnie patrząc w ogień - rozmyślając o życiu i pokoju na świecie.
I to są chwilę magiczne, refleksyjnie.
Życzę wszystkim takich pięknych poranków i dni.


2013-05-10


Poradniki kajakowe dość dużo miejsca poświęcają aspektowi jak się ubrać na kajak. Niestety nie zawsze czeka nas piękna słoneczna pogoda i nagle okazuje się, że płyniemy w deszczu i jest +10 stopni we mgle.
Na początku liczy się tylko, żeby d… była sucha. I żeby mieć przy sobie ciuchy na przebranie, bo jak się na końcu wyjdzie na brzeg to nagle okazuje się, że jest o wiele chłodniej.
Ale z czasem…
Tak… Z czasem nagle znaczenie zaczyna nabierać jaki odcień ma sucha kurtka, czy spodenki dobrze opinają strategiczne części ciała…
Bo jak w każdym sporcie moda, marka, wyjątkowość stroju ma znaczenie.
Wiele osób dzięki ciuchom kajakowym prezentuje z niewymuszoną elegancją swój status społeczno-majątkowy, inni, jak z lekka przebrzmiałe już gwiazdy rocka, występują w styranych czasem niegdyś absolutnie powalających ciuchach kajakowych, a inni zwracają uwagę, czy apaszka pasuje do szwu spodenek kajakowych.
Mamy także frakcję, która lubi się przebierać. I tak oto można spotkać na rzece gościa, który z kilometra wygląda jak rasowy kajakarz w pełnym profesjonalnym stroju, który nosi już na sobie lata dobrego górskiego pływania, a i sam kajak daje do zrozumienia, że z niejednej rzeki się wodę piło.
Tylko…
No właśnie tylko powstaje pytanie, dlaczego ten facet ma na sobie różową bądź blond perukę. A następnego spotkamy go w najdziwniejszym kapeluszu, jaki można mieć na głowie.
I tak płynie i widać, że jest sam sobą zachwycony. My nim też.
A poza tym…
Wspomnienie widoku kolegi (z klubu niemojego niestety) w kamizelce ratunkowej na nagi tors będzie mnie prześladował długie lata. Pamiętam, że kamizelka była zielona ;)  Tors też pamiętam ;)

Tak… Nawet na spływie, gdzie leje, wieje i ogólnie pogoda jest do kitu moda ma znaczenie, a uroda jest podkreślana na różnych często dziwnych polach. Czy to apaszka, czy to dizajnerskie kalosze.
Jednakże wiekopomnym przeżyciem jest wejście poranne w łazienkę damską. Ja nie miałam pojęcia, że na spływie można robić ze sobą takie rzeczy- podkłady, makijaże, zalotki, suszarki, prostownice.
Wow!
A ja sądziłam, że to prostu blask naturalnej urody jaśnienie.
I może niech to życie w niewiedzy zostanie.

Cóż… Styl w kajaku, nawet w zimnie, deszczu to podstawa!
Bądźcie stylowi i piękni!!!
Sprawicie tym radość innym, a ktoś na 100% to doceni i zapewne skomplementuje :)

2013-05-07

XXI Ogólnopolski spływ kajakowy imienia Narcyza Bondyra

XXI Ogólnopolski spływ kajakowy imienia Narcyza Bondyra przetrwaliśmy we wspaniałej atmosferze i zaskakującej pogodzie. Było 30 stopni tak jak powinno być na spływie majowym. Jednakże jest mały kruczek… Było 30 stopni: 10 w środę, 10 w czwartek, 10 w piątek. I kropiło, padało, lało, wiało, mgliło. A my wciąż zachwyceni, wciąż roześmiani i walczący do końca, czy to na rzece, czy to na brzegu, czy to na polu namiotowym, czy to na błotnym densflorze.

W 3 dni przepłynęliśmy 52 km z Zabłocia do Topoli
Aż przyszło popołudnie wyścigowe.I ruszyli w szaleńczym tempie!  A Wiadrus walczył jak zawsze i wyniki prawie nie zmieniają się od lat.

T1 M-  pierwsze miejsce jak co roku Zygmunt Mizgalski (żadne to zaskoczenie), niektórzy to nawet nie próbują się ścigać.


T1 M – trzecie miejsce Wojciech Bigiel.


T2 M- drugie miejsce Marek i Szczepan Nawracaj, którzy zdobyli owację na stojąco za ten wspaniały wynik. Mała w tym zasługa Marka ;)

Szczepan był i jest naszą gwiazdą. Wspaniałe sportowe zacięcie, mocna postawa pomimo ciężkich warunków pogodowych i rozbrajająca pogoda ducha. Taki syn to duma każdego kajakarza.
Szczepan został doceniony także za bycie najmłodszym uczestnikiem spływu - wziął udział we wszystkich trzech etapach o czym wielu doświadczonych kajakarzy nie może powiedzieć. Lało na serio mocno. 
Na sam koniec mieliśmy okazję być świadkami historycznej chwili- Zyga pogratulował w imieniu swoim i klubu Szczepanowi silnym męskim uściskiem dłoni, a także gratyfikacją w postaci super plecaczka. Liczymy, że będzie z nami pływał i obniżał średnią wieku Wiadrusa ;)


A drużynowo zajęliśmy III miejsce.
Słyszałam pogłoski, że wynik tak słaby spowodowany jest niezbyt wyczynowym zacięciem dwóch jedynek damskich i dwóch jedynek męskich. Chciałam odrzucić oficjalnie te zarzuty! Nie było ujemnych punktów za wyścig!!!
Nie będę ujawniać do kogo należą ujemne punkty ;)

Impreza wspaniała, szczere wyrazy szacunku dla Andrzeja Piaseckiego i spółki za organizację i wysiłek. Na własne uszy miałam okazję usłyszeć pomysły już na przyszły rok. Pomysły zacne.
Dziękujemy za wspaniałą imprezę i stawimy się w przyszłym roku jak zawsze.


Gosia

2013-04-01

Witamy wiosnę w środku zimy?


2013-03-23 spływ Pożegnanie Zimy

WKW Wiadrus wita wiosnę i rozstaje się z zimą spływem „Pożegnanie Zimy”.
W tym roku już po XII.
Termin zawsze ten sam koło 23 marca, a pogoda jest często niespodzianką. W zeszłym roku +20 i letnie ciuchy, a jak wiemy o tej porze roku jeszcze daleko nam do wakacyjnej sylwetki ;)
A w tym roku???
Obudziłam się w promieniach słońca, spojrzałam na termometr za oknem i … I mnie to jednak uderzyło. Hmm… - 10 !!!
Hmmm, jak się ubrać???
Parę warstw, ciuchy narciarskie jak znalazł.
A do wakacyjnej sylwetki wciąż daleko i wciśnięcie się w piankę dla wielu było z lekka wyzwaniem.
Dajcie nam miesiąc, a się odbijemy!!!

Na przystani czeka nas pakowanie kajaków, kamizelek, fartuchów i oczywiście marzanny. Wesoły rozgardiasz, słońce cudownie odbija się od śniegu, a ja czuję, że jest bardzo zimno.
Czeka nas jakieś 11 km z Marcinkowic do Żórawiny.
Rozgrzewka i ruszamy modląc się, żeby się nie wywrócić, a w sumie, żeby też się nie zachlapać. Woda zamarza na kajakach, fartuchach, kurtkach.
Działo się!
Rzeczka urocza, niekiedy wąska z ładnymi zakrętami, łatwiej jednak w jedynce. Długie dwójki mają niekiedy problem zmieścić się w zakręcie.
Ekipa radzi sobie i jest tylko jedna wywrotka, dzięki bogu przed samym końcem.
Dopiero jak wysiadłam z kajaka odczułam, że na wodzie było mi o wiele cieplej. Miałam problem, żeby umyć kajak, bo ręce grabiały.
Na szczęście czekało na nas ognisko, marzanna została spalona i nas ogrzała.
Jedziemy do Galowic na ciepłą zupę, herbatę i zwiedzanie Muzeum Powozów.

Piękny spływ.
Wiadrus pływa w każdych warunkach, jednak mam nadzieję, że w przyszłym roku będzie +20.

Gosia

Nie za zimno? NIE !

2013-03-23 spływ Pożegnanie Zimy

Przeżyliśmy, pomimo ok. -8 stopniowego mrozu, który powodował, że każda kropla, która spadła na ubranie czy kajak od razu zamieniała się w lód. Pomimo tego, że dwóch kolegów urządziło sobie kąpiel w Ślęzy jakby chcieli sprawdzić, czy już nadchodzi lato łapiąc się gałęzi zwisających nad wodą (tu wielkie podziękowania dla kolegów Sławka i Andrzeja, którzy zatroszczyli się o to, żeby z tej kąpieli nie było złych skutków). Fakt, było trochę zimno, ale to lepiej niż gdyby była odwilż i przy brzegach grzęźlibyśmy w błocie. Były drobne przeszkody w postaci progów i jazów, ale do pokonania lub do obejścia. Była też Marzanna, która spłonęła w wielkim ogniu ze wstydu, że zamiast wiosny mamy jeszcze zimę. Na koniec była ciepła zupa i zwiedzanie muzeum powozów w Galowicach. Pokonaliśmy mróz, pokonaliśmy własną słabość - ZIMO CZAS ODEJŚĆ, zasłużyliśmy na to.

Z wielkimi podziękowaniami dla organizatorów: WKW Wiadrus oraz ROKANA oczekujemy na propozycje kolejnych spływów.


Marek

ZIMOŻERCY 2013

Zdjęcia (picasa)